niedziela, 14 kwietnia 2013

Entliczek, pentliczek, czerwony....harleyowiec ?

 Wiecie, że są w Polsce takie miasteczka – wcale nie małe - gdzie nie ma komunikacji miejskiej? Gdzie zamiast taksówki można wynająć sobie rikszę (ławkę na kółkach), a w ramach folkloru na ławce przy domu, siedzi starszy Pan w kujawskim stroju i czapce krakowiaka, tworząc na akordeonie coś co nazywa „śpiewaniem poetów” (dziś w repertuarze przykładowo. „entliczek pentliczek....” oraz „kamienna ława. I stół...też z kamienia...siedzę i coś tam moje wspomnienia”). 
Ten Pan był na ławce odkąd sięgam pamięcią. Ławkę zabrali, Pan przyniósł stołeczek. A do pracy dojeżdża na trzykołowym rowerze z zieloną przyczepką. W przyczepce wozi akordeon. Czerwony.

Miasteczko,o którym lubię myśleć jako o domu rodzinnym (mimo, że w praktyce większość spędziłam w takim dużym, paskudnym mieście obok) wygląda jak wieczny kolorowy odpust. Za każdym rogiem stoją stragany z krówkami, blaszanymi łańcuszkami i egzotycznymi lekami na wszystkie choroby. Gdzie indziej mamy skarpetki z wełny, korale z agatów i drapaczki do pleców. Od mojego ostatniego przyjazdu pojawiły się też kolorowe obrazki z trójwymiarowymi Jezusami oraz plastikowe, upiorne lalki  powtarzające wieczne: „hi hi hi”, „mama”.


Tutaj w czerwcu jest festiwal opery, a na przykład dzisiaj zjazd harleyowy. Dla Panów motocyklistów, w parkowym amfiteatrze zagrała klasyka rocka, a po niej rosyjska gwiazda cygańskiego disco-polo.



Tak - doprowadzało mnie to do szału. Teraz mieszkam na drugim końcu Polski.
I nie umiem się tutaj nie uśmiechać.

2 komentarze:

  1. czas się zatrzymał w takich miejscach, wspaniałe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach. i przy takim wpisie mi nawet śniadania nie brakuje ;)

      Usuń