piątek, 31 sierpnia 2012

Owsianka migdałowa i świeże figi

Przez najbliższy tydzień nie robię zakupów spożywczych. W lodówce na przetworzenie lub po prostu zjedzenie czeka masa wyjątkowych lub po prostu smacznych produktów, a ja codziennie wstępując do sklepu by kupić wodę i chleb dokupuje coś nowego: płatki kojarzące się z dzieciństwem, mleko sojowe którego nie znam, albo pierwsze mleczko kokosowe bez chemii jakie znalazłam. Migdały na które miałam od dawna ochotę, orzechy brazylijskie bo mają mnóstwo selenu, suszone gruszki które uwielbiam, a w najbliższej okolicy nigdzie ich nie ma. Czekolada - jedna, druga. No i figi. Świerze figi - moja mała jedzeniowa obsesja. Owoc którego w takiej formie nie znam. Kupione przez zupełny przypadek w niedzielę na targu.
O masie innych innych rzeczy nie wspominając. Warzywa, owoce, budynie i przyprawy. Wszystko leży i czeka cierpliwie (lub mniej) na swoją kolej. 



Próbuje skończyć pracę magisterską. Mam więc w głowie tyle pomysłów na śniadanie, ze trudno policzyć (niektórzy wtedy sprzątają). Nie jakieś wyjątkowe. Proste jak konstrukcja cepa. Po prostu. Chce sprawdzić pewne połączenia i smaki. Bo są dla mnie nowe, bo gdzieś o nich przeczytałam lub przypominają stare dobre czasy.
Kombinacje owsianek, płatków, kasz i ryżów z mlekiem lub jogurtem. 


Śniadanie:
Owsianka migdałowa (dla dwóch osób - 65 g płatków, 250 g mleka 2%, 40 g zmielonych migdałów), jogurt z duszonym jabłkiem posypanym przyprawą korzenną i odrobiną frutiny. Kawa z cykorią z mlekiem. No i figa

Dziś zaczęłam powoli plany wcielać w życie. Śniadanie było smaczne, pożywne, zdrowe. Tylko... miałam nadzieje na większe fajerwerki.
Owsianka w złożeniu miała być lekko marcepanowa. No bo jeżeli dosypiemy do owsianki zmielonego sezamu i cukru/miodu to będzie miała smak chałwy. Jeżeli rozpuścimy w niej masło orzechowe to będzie smakować masłem orzechowym, a jeżeli nutelę, to owsianka będzie nutellowa. Więc jeżeli damy zmielonych migdałów i cukru to będzie....
 Tyle, ze migdały o tym nie wiedziały i była migdałowa. Mimo olbrzymiej ich ilości tylko lekko migdałowa.
W kwestii figi też wielkich ochów i achów nie było.  Wolę ich suszoną wersję. Możliwe też, że prawdę mówi mój lekarz  (Pakistańczyk), że polskimi owocami pochodzącymi z daleka to on by barana nie nakarmił. W ten sposób zawiodłam się już na melonach i granatach, które w Polsce są po prostu mdłe, mimo że w kraju swojego pochodzenia uchodzą za najsłodsze owoce.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Versatile Blogger Award

 Zostałam nominowana przez Olę do Versatile Blogger Awards. Nie do końca wiem cóż to jest ale to bardzo miłe, zwłaszcza, że całkiem się nie spodziewałam.

Oto, co należy zrobić, aby bawić się z nami:
   - nominować 15 blogów, które Twoim zdaniem na to zasługują,
   - poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów,
   - ujawnić 7 faktów o sobie samym,
   - podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
   - pokazać nagrodę The Versatile Blogger u siebie na blogu.



7 faktów hm....
1) wegetarianką zostałam na złość koleżance z ławki. No co ? Miałam 12 lat. Ideologia przyszła potem
2) uwielbiam gotować i piec dla innych: rodziny, przyjaciół, a gdyby chcieli to piekła bym też dla sąsiadów; lubię też jak ktoś dla mnie gotuje. Nie lubię gotować dla siebie. Zwłaszcza potraw wytrawnych. Ulubione makarony i tym podobne dania jem niemal wyłącznie u kogoś lub w restauracji.
3) do wieku 13 lat nie mogłam się nauczyć jeździć na rowerze, choć wielokrotnie mnie nauczyć próbowano. Nauczyłam się sama - wsiadając na rower - przy okazji klasowej wycieczki.
Teraz jeżdżę na rowerze prawie wszędzie gdzie jest mniej niż 40 km na raz lub nie muszę przywieść szafy;)
4) strasznie chciałabym się nauczyć robić dobre zdjęcia i obsługi tych fajnych graficznych programów i....przekładam to już chyba 8 rok....
5) jestem okropnym dyslektykiem i wielokrotnie zdarzały mi się z tego powodu śmieszne wpadki - jak pewien referat w liceum gdzie komunistów poprzez literówki i autointerwencje worda zmieniło mi na kosmitów, a perswazyjnego na perwersyjnego.
6) kiedy jadę do nowego miejsca zwiedzam w pierwszej kolejności...sklepy spożywcze, piekarnie i cukiernie. Bez tego nie uznam wyjazdu za udany. I muszę kupić choćby jedna rzecz której nie mam u siebie i zjeść chociaż jedno miejscowe ciasto.
7) za drugie przedszkole robił mi I Wydział Cywilny Sądu Rejonowego. Do dziś pamiętam miny wszystkich przyszywanych cioci kiedy urządziłam sobie malowankę z księgi wieczystej.

A nominuje blogi na których jestem codziennie i które każdego dnia sprawiają mi wiele frajdy:

Puszki -co w nich drzemie ? Pytanie w poszukiwaniu odwiedzi

Zmarnowałam wczoraj sporo czasu szperając w internecie na temat warzyw w puszcze. Zwłaszcza tych strączkowych. Przywykłam do myślenia o nich jako o niezdrowych. Niemniej jednak np. zwykła soja to najpierw min.. 24 godziny moczenia a potem z 3 gotowania. W rezultacie ziarna soi jem 3 razy do roku jadąc do mamy jak ona je ugotuje. A bardzo soję lubię.
Soja z puszki jest od razu do jedzenia i przyznam, że smakuje nieźle (choć trochę pachnie jak kocie żarcie) . W składzie: soja, woda, sól. Niby nic nie zdrowego. Czemu więc puszki uchodzą za takie złe ? Tego nie znalazłam.
Problem dotyczy tez cieciorki czy fasoli różnych odmian.Kukurydzy i groszku.
Pytanie kieruje szczególnie do dietetyków oraz innych osób które zaznajamiały się jakoś z tematem.



Pewne dane rzecz jasna znalazłam, ale krytyka dotyczy przeważnie konserw mięsnych i czasem rybnych. Mówi się o ogromnej ilość niezdrowego tłuszczu i konserwantów w składzie. Inny temat to kwestia samej puszki i przenikających z niektórych określonych substancji szkodliwych (ale publikacje dotyczyły jednak głównie napoi i puszek starego typy z taka białą "emalią").  
Polskie prawo nakazuje pisać o całym składzie produktów spożywczych. Więc jeżeli konserwantów na etykiecie nie ma to w środku w teorii też ich być nie powinno. Tyle, ze różnego rodzaju afer  z tym związanych było już wiele (jak choćby ta sprzed kilku lat dotycząca żelatyny w jogurtach i serkach bakomy). 

I co tu począć ?

Śniadanie. Lekko i słodko od rana

Biegam, skacze - pełny serwis. Tyko dlaczego nad Krakowem znowu unosi się smog ? Samo życie w Krakowie sprawia, ze gdybym dostała ankietkę z pytaniem:czy uważasz, że twój styl życia jest zdrowy zaznaczyła bym że tak średnio.

Obudziłam się dziś przed budzikiem i z uśmiechem zbiegłam na dół do sklepu. Stanęłam na przeciw niebieskiego nieba. A potem zobaczyłam linię horyzontu. Niebo nie powinno być brunatne prawda ?



 Śniadanie: jogurt naturalny, serek wiejski, duszone jabłko z brzoskwinią, do tego garść Frutiny (płatki pełnozbożowe, suszone jabłka, rodzynki), która tak fajnie pachnie i doskonale pasuje do lekko ciepłego od owoców jogurtu.
Plus kawa z cykorią i mlekiem.




3 razy w tygodniu przebiegam 7 km. Po kontuzji na razie tyle musi starczyć. Dziś będę więc ćwiczeniowym leniem bo ponoć muszę.

środa, 29 sierpnia 2012

Proste śniadanie

Ostatnie kilka dni zachwycam się prostotom smaków. Jem czarny pumpernikiel z żółtym serem, surowe warzywa albo owoce, gorzką czekoladę, pije czarną kawę i gęstą maślankę. Żadnych udziwnień. Prostota do granic możliwości. Aż sama się sobie dziwie.



Śniadanie właśnie w tym prostym zakresie: płatki owsiane gotowane na prawdziwym mleku, z małym kawałkiem banana. Gęste jak kasza. Słodzone najzwyklejszym cukrem (rzadko mi się to zdarza). Choć pewnie powinien być miód.
Do tego jogurt naturalny z podduszonymi malinami. Właściwie to z malinowym ciepłym sosem. 

 
 To chyba kwestia jesieni. Chłodnej, mglistej, bez słońca. Refleksyjnej i bardziej powolnej.
 Początek jesieni to najlepszy okres w roku. 

wtorek, 28 sierpnia 2012

Śniadanie z dzieciństwa

Śniadanie z dzieciństwa.
Po pierwsze - zacierki - na tłustym mleku, bez dodatków. Tyko z cukrem i solą. Gęste - jak pudding.
Nie takie jak gotowała moja babcia - prawdziwe, zagniatane z wiejskich jajek, z mlekiem i śmietanką. Może to dobrze - po miseczce zacierek mojej babci nie byłam w stanie nic zjeść do wieczora.
To takie jak robiła moja mama - gotowe - z paczki :) Niemniej jednak takie przede wszystkim znam i bardzo lubię. 



Wbrew pozorom ja w dzieciństwie nie często jadłam owsiankę.  



 Do tego jogurt naturalny z ciepłymi duszonymi na patelni śliwkami.
Ciepłe śliwki podgrzały lekko jogurt. Pyszne :)
Jadłam już jogurt z ciepłymi jabłkami, teraz były śliwki. Zapowiadam testowanie z innymi owocami. Następne będą hm...maliny ?

Teraz dopijam poranną kawę :)

Tak -to było dobre śniadanie :)

A i jeszcze słowo o miseczkach. Miseczki są z Bretonii i dostaliśmy je od rodziców jako pamiątkę z ich wycieczki po Francji. Z zawartością wyglądają niepozornie. Bo to miseczki typu "niejadek" - jak zjesz grzecznie wszystko to zobaczysz obrazek. Na dnie tych jest ludyczny obrazek bretończyków w tradycyjnych ubrankach. Ręcznie maowany
Jakoś lubię dostawać z obcych krajów naczynka :) Prawie tak samo jak słodycze ;)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Ciasto o smaku prawdziwej kawy (bez cukru i z 1 łyżką masła)

Ciasto kawowo-daktylowe
Kolejna zdrowa wariacja na rodzinny, niedzielny podwieczorek.
Ja bym nazwała je chyba ciastem prawdziwie kawowym.
Bałam się go, przyznam. Przepis jest nietypowy. Przed rozkrojeniem panikowałam.
Bardzo mało cukru, mało tłuszczu, żadnego mleka, jogurtu czy maślanki. Czy to mogło się udać ?
Zaufałam jednak Lisce z WhitePlatebo jej przepisy jeszcze mnie nie zawiodły. Miałam racje.
Jedno z takich, które trzeba zapisać w książce z przepisami. 



Wygląda trochę jak keks, albo piernik, ale nie dajcie się zwieść ;) Z żadnym z tych ciast nie ma wiele wspólnego.
Jest smaczne. To na pewno. Doskonałe na śniadania lub podwieczorek. Nie da się nim przesłodzić, ale to nie oznacza, że nie jest słodkie.
Nie polecam podawać w towarzystwie innych wypieków. To ciasto zaborcze w smaku.

Ma jeszcze jedną zaletę dla paskudnych łakomczuchów, albo fanów surowego ciasta czyli np. mnie. To nie jest ciasto, które podjada się z miski, tak że połowy nie ma już przed włożeniem do blaszki. Kolejność dodawania poszczególnych składników sprawia, że w czasie przygotowania nie wiele jest do podjadania. Ot można sobie skubnąć daktyla, schrupać orzeszka abo upić kawy. I w sumie tyle. 



Przepis na ciasto daktylowo-kawowe Pani Loftus- wersja Elin.
Czyli ciasto bez tłuszczu i bez cukru. Oryginał w odnośniku.

Składniki:
1 łyżka masła
2 łyżki czarnej melasy
1 łyżka cukru waniliowego (myślę, że jeżeli ktoś chce może dać ekstrakt waniliowy i lekko dosłodzić np. miodem)
1 jajko

250 g daktyli, wypestkowanych i pokrojonych (dałam 225 g bo tyle było w sklepie)
1 łyżeczka sody
0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
250 ml mocnego espresso (porządnego - z kawiarki włoskiej lub ekspresu)

150 g mąki pszennej (następnym razem spróbuje z orkiszową.
50 g orzechów włoskich

Sposób wykonania:
Daktyle posypać sodą, zalać ciepłą kawą i odstawić.
Masło utrzeć z cukrem i wanilią, dodać jajko. A następnie stopniowo dodawać mąkę z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli oraz daktyle z kawą.
Formę keksową (mała ok. 25x10 cm) wyłożyć papierem do pieczenia.


Coś słodkiego bez cukru i aspartamu





Życie jest zbyt krótkie żeby wciąż gotować takie samo leczo

Śniadanie
 Moje kubki smakowe spłatały mi dziś figla. Częstotliwość z jaką się budzę i mam ochotę na niesłodkie śniadanie można porównać do częstotliwości nieodpartej pokusy arachnofobika by zejść do starej piwnicy pełnej pająków. Przecież w sumie...może się tak zdarzyć, prawda ?
Obudziłam się po ciężkim śnie, zeszłam do kuchni i zobaczyłam wielki garnek gotowanego w wczoraj w nocy leczo z cukinii. W założeniu - dzielniejszego obiadu.
Śniadanie: (ja) dwie miseczki swobodnej wariacji na temat leczo (cóż - takie z curry, gotowaną soją i brokułem na dodatek). Życie jest zbyt krótkie żeby wciąż gotować takie samo leczo ;), dwa kawałki kawowego ciasta Pani Loftus oraz filiżanka kakao słodzonego melasą. 




Przepis na leczo

Składniki:
1 wielka i jedna średnia cukinia
1 papryka czerwona
1 cebula biała
1 cebula czerwona
3 średnie pomidory
2 łyżeczki tartego parmezanu (można więcej)
2 wielkie lub 4 małe ząbki czosnku
kilkanaście listków świeżej bazylii
około 100 g gotowanej soi (u mnie mrożona)
kilka różyczek brokuła
pasta z papryki do smaku
curry
pół łyżeczki pieprzu
sos sojowy do smaku
sól do smaku
łyżeczka masła (około 15 g)

Sposób wykonania:
W garnku z grubym dnem rozpuszczamy masło i lekko podsmażamy na nim wszystkie warzywa (uprzednio pokrojone w dowolne kształty) w następującej kolejności: cebule, czosnek (wyciśnięty), papryka, brokuł, soja, pomidory, cukinia. Dusimy pod przykryciem. W razie potrzeby podlewamy wodą lub bulionem. Kiedy warzywa zaczną pływać w lekkiej zalewie przyprawiamy solą, pieprzem sosem sojowy, pastą paprykową, curry, bazylią, parmezanem i tym co kto jeszcze lubi.
Czas przygotowania: około 20 minut. Podawać ciepłe i posypane serem.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dalsza część śniadania:

Ciasto daktylowo-kawowe Pani Loftus jako dodatek do śniadania z kakao słodzonym czarną melasą.  
Wersja całkiem bezcukrowa. Przepis wkrótce. 

Kawiarnio-czytelnia. Połączenie dążące do ideału :)

Obiecałam kiedyś napisać o moich ulubionych miejscach do pracy. Ulubionych miejscach do czytania i pisania mola książkowego imieniem Elin. Przedstawiam więc moje idealne miejsce w Krakowie - Massolit. Kawiarnio-czytelnie, gdzie sprzedają również ciastka. Są wygodne fotele, piece kaflowe, rzeźbione krzesła i mnóstwo książek. Z głośników leci lekka muzyka z lat 20-tych - nie przeszkadza i odpręża. Można się napić pysznej kawy, latem lemoniady, ewentualnie przy braku cukru spałaszować maślane ciastko z kawałkami czekolady (jak ja przed chwilą). I zapomnieć o świecie. 
Każdy ma swój ulubiony  klimat prawda ?



Moje małe marzenie na przyszłość - kawiarnio czytelnia. Mała, spokojna i z ciastkami. Takimi domowymi i zdrowymi. Dla ludzi lubiących odpoczywać przy książce. Przy kominku, z kubkiem kakao.

Massolit to niestety czytelnia amerykańska. Każde miejsce ma jakieś wady. 

Tu spędzam ostatnio jakieś 8 godzin w ciągu doby. Kilka minut pieszo od domu.


 Genialna, choć  nieco zbyt słodka lemoniada :)



Śniadanie będzie dzisiaj wstawione. I ciasto pani Lotfus też :) Tylko muszę najpierw trochę popracować.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Owsianka na późną jesień

Na razie tylko śniadanie. Ale w planach mam dłuższą i miłą notatkę. A tymczasem idę w deszcz przespacerować się na co niedzielny pchli targ. Życzcie mi szczęścia w poszukiwaniach kolorowych talerzyków, zdobionych łyżeczek i kwiatowych misek.  . 

A i generalnie filozofia zakładania dnia dobrego się sprawdza. Dzień założony jako dobry jest dniem dobrym :)




Owsianka . Na zamówienie - miała być zimowa. Dziś bowiem zza okna przywitała nas późna jesień - szare chmury, leki deszcz i wiatr.
Nie wyszła dokładnie taka jak miała być. Pewne składniki jednak się wykluczają i pewnych nie można łączyć.Np. kleisty banan i rozcieńczająca cukinia.
Owsianka na waniliowym mleku sojowym, z bananem, cukinią, jabłkiem. Z orzechami włoskimi i laskowymi. Z wiejskim serkiem. Z przyprawą do piernika, melasą i okruszkami dyniowego chlebka.
Trochę nazbyt naździwiana ;)



sobota, 25 sierpnia 2012

Owsianka z cukinią - kolejna odsłona

Śniadanie: owsianka z dużą ilością cukinii, jabłkiem i konfiturą różaną. Na waniliowym mleku sojowym. Ostatnie kawałki chlebka dyniowego z serkiem almette i dżemem jeżynowym. Herbata ziołowa (mięta, melisa, zielono-imbirowa).


Jeżeli będziesz wystarczająco długo sobie powtarzać ze wszystko jest w porządku to w końcu w to uwierzysz.  Jeżeli będziesz wystarczająco długo powtarzać sobie że jesteś silna to w końcu się taka staniesz. Czas zacząć wszystko od początku. Od teraz.

piątek, 24 sierpnia 2012

W dwie miseczki

W dwie miseczki jednak lepiej :)
Owsianka ze wszystkimi owocami lodówki - każdym po trochu - jeżynami, borówkami, resztką poziomek i malinami. Na sojowym mleku waniliowym. I z wiejskim serkiem. Do tego jeszcze wczorajszy chlebek dyniowo- korzenny z serkiem śmietankowym i dżemem jabłkowo-goździkowym (wczorajsze dzieło - dżem słodzony stewią). Ostatecznie dla każdego były jednak po dwa kawałki.
Cykoria z mlekiem, ziołowa herbata.



Na rynku w Krakowie jest festiwal tradycyjnego rękodzieła. Ceny wysokie, kilka stoisk, które są zawsze (niezależnie od tematyki festiwalu - np. żelki) ale poza tym kolorowo i ładnie. Biżuteria, dziergane i haftowane obrusy, ceramika i ręcznie malowana porcelana. Przejdę się tam dziś jeszcze raz. I może coś kupię. W dójkę milej się wybiera.


Na Polcon nie jadę. I to bez żalu. Po relacjach znajomych, którzy wrócili po jednym dniu.
Chętnie więc na weekend umówienie się z kimś na weekendowe pieczenie, bo na podwieczorek znowu wypadało by coś stworzyć.


czwartek, 23 sierpnia 2012

Śniadaniowy dyniowo-korzenny chlebek w wersji light, czyli orkiszowo-razowe ciasto z resajklingu

Śniadanie zjadłam dziś sama. I choć nie chciałabym aby stało się to zwyczajem, to przyznam że ma to swój urok. Można chwilę leniwie poczytać, poprzeglądać sobie strony w internecie pałaszując
kanapkę.


Śniadanie: jogurt naturalny z ciepłym duszonym z cynamonem jabłkiem, malinami i płatkami Frutina, które kiedy zobaczyłam je w sklepie przywołały moje wspomnienia wczesnego gimnazjum.
Dwie kromki chlebka drożdżowo-dyniowo-korzennego. Jedna sama, a jedna ze śmietankowym almette i duszonym jabłkiem. Jabłko
Kawa z mlekiem.

Dwie nie planowane linijki mlecznej czekolady na dobudzenie się i lepszy poranek.


Ostatnio znowu zaczęłam pijać kawę. Pobudzający aromatyczno-mleczny napój poranka i popołudnia. Powód ? Po prostu zaczęła mi znowu smakować jak kiedyś. Częściej zaczęłam bywać w kawiarniach, a tą parzoną w domu ucywilizowałam kupując filtr do oczyszczania paskudnej krajowskiej wody. Tak nie wiele potrzeba do szczęścia ;)



Śniadanie mogła bym nazwać dniem 2 bez owsianki ale to by wskazywało to na to, ze poczyniłam jakieś wyrzeczenia. Nic podobnego. Owsianka nie poszła w kąt. Niemniej jednak moje myśli ostatnio krążą ku jedzeniowemu urozmaiceniu, które skrzętnie wprowadzam w życie od śniadania po kolacje.

Ciasto dyniowe z resajklingu:
A teraz o tajemniczym cieście wyglądającym na zdjęciach trochę jak razowiec.
To ciasto z resajklingu :) Drożdżowy chlebek dyniowo-korzenny z mąki orkiszowej (razowej). Bardzo zdrowy i na pewno nie tuczący jeżeli to kogoś interesuje.
Niemniej początek jego historii był smutny.

Kiedy jestem głodna przygotowuje jedzenie w pośpiechu. Kiedy się spieszę to czasem jedzeni nie wychodzi. Taka jest właśnie historia dzisiejszego ciasta, a właściwie mlecznej zupy dyniowej którą miał być pierwotnie. Zupa się zważyła.
Jego, a właściwie jej, dalsze losy związane są z moim zabobonnym lękiem przez wyrzucaniem i marnowaniem jedzenia (jego zabobonność nie ma inklinacji religijnych). To chyba dlatego, że ja bardzo lubię jeść, a o to co się lubi należy dbać.Kiedy to tym myślę w głowie niezmiennie kołacze się zdanie z małego księcia o tym, by być odpowiedzialnym za to, co się oswoiło.
Miałam więc garnek zważonej mlecznej zupy dyniowej z którą nie wiedziałam co począć. Poczęłam więc drożdżowe ciasto które ku mojemu zdziwieniu wyszło i to jako jedne z lepszych chlebków drożdżowych w mojej drożdżowej karierze.

Jest korzenne, mięciutkie a jednocześnie bardzo mięsiste. Lekko lepkie, sprężyste, z dużymi drożdżowymi dziurami. Lekko słodkie. Generalnie pyszne. Zarówno z dodatkami jak i samo.

Z podaniem przepisuj będą jednak problemy. Nie do końca bowiem wiem jakie były proporcje mleczno-dyniowego puree. Niemniej jednak dla siebie i dla potomności zapisze co i jak w nim było.

Składniki:
3 szklanki podgotowanego puree dyniowo-mleczno-jabłkowego (było to około połowy zawartości garnka w którego skład wchodziła dość duża ilość dyni - 4,5 szklanki pokrojone w kostkę [?], jedno jabłko i około 1/3 litra mleka, cynamon, goździki, łyżeczka miodu i łyżeczka soli). Puree było dość gęste, mniej jednak gęste niż sam dyniowy przecier.
0.5 kg mąki razowej orkiszowej na chleb
pół opakowania suchych drożdży
0,2 kg cukru
1 łyżka oleju słonecznikowego

Sposób wykonania:
Całość została wrzucona do maszyny do chleba i ustawiona na wyrabianie ciasta. Następnie upieczona w formie do chleba/keksu (wyłożonej brązowym papierem do pieczenia) w temperaturze 170-175 stopni w czasie 40 minut.

Cisto przed upieczeniem ładnie rosło, ale - co istotne - miało konsystencje płynną (do foremki się je wlewało), nie zaś typową dla drożdżowego ciasta konsystencje stałą.
Myślę że można je więc spokojnie zrobić bez maszyny. Wymieszać dokładnie składniki i odstawić na jakieś 1,5 godziny do wyrośnięcia i potem piec. 

W kwestii puree: myślę, ze jeżeli zmiksujemy 2-2,5 szklanki dyni, pół jabłka i 3/4 szklanki mleka, dodamy przyprawy (z 10 rozsrodbionych w moździerzu goździków i łyżeczka cynamonu; pół  łyżeczki soli i łyżeczkę miodu) i podgrzejemy wyjdzie odpowiednia ilość i proporcje puree.
Smacznego !:)

środa, 22 sierpnia 2012

O ekranizacjach książek. Śniadanie biegowych mistrzów

O ekranizacjach:
Ekranizować powinno się tylko złe książki.
Takie z brzydkim stylem, tragiczną narracją i dobrym oryginalnym pomysłem, którego autor nie umiał wykorzystać.

Od dawna nie oglądam ekranizacji moich ulubionych książek. Początkiem końca był Władca Pierścieni kiedy filmowy Faramir (szczyt cnót wszelakich i rycerz niezmierzonych pokładów honoru) atakuje hobbitów - bo tak.Bo jestem zły i stęskniliście się za Boromirem.
Grę o tron odrzuciłam oglądając już same wizerunki aktorów. I czuje się z tym dobrze.

Okazuje się jednak, że nie tylko można ale i trzeba ekranizować książki. Dla dobra ogółu i wspólnej szczęśliwości. Ostatnio bowiem wpadła mi w ręce pierwsza część książkowej wersji True Blood (martwy aż po zmrok). Serial był na prawdę ciekawą produkcją nad którą marnowałam kilka godzin dnia i wieczora ostatniej zimy (tak - wtedy - w lutym kiedy z oknem było -20 i najlepszą rozrywką wydawał mi się wielki kubek herbaty, koc i ten właśnie serial). Kiedy więc zobaczyłam w bibliotece książkę ucieszyłam się ogromnie i moment jej czytania odkładałam na jakiś odpowiedni, spokojny, dobry i miły wieczór. Nadszedł on wczoraj. Wzięłam książkę do łóżka z wielką nadzieją i dobrym nastrojem i..... Udało mi się wytrzymać może 10, może 15 stron. Trochę jak z kiepską randką - która nie dość że okazuje się być nudna i z mało przystojnym facetem to jeszcze masz zmarnowany miły wieczór. Myślę, że za podsumowanie wystarczy stwierdzić, że książka ta ma narracje i styl opisów niczym wyjęty wprost z Bravo Girl.
Dziękuje. 




Śniadanie:
Jogurt naturalny z miodem, malinami i kokosowo-czekoladową granolą.
4 plastry serka włoskiego capri (uwielbiam ten nieprzyzwoicie tłusty twaróg) z dżemem jeżynowym. Kawa z mlekiem i duża łycha milki philadelphia.
Dżem własnej roboty, jeszcze z zeszłego roku. A serek na talerzyku kwiatkowym, który czas jakiś temu wynalazłam na pchlim targu :)



 Od razu posypią się pewnie pytania - a gdzie owsianka ?! Otóż nawet ja czasem wstaje rano i myślę sobie - a może jogurt ? Wczoraj po bieganiu odkryłam, że w domu skończyła się woda. Wyszłam więc w noc ciepłą i duszną kupując w sklepie wodę, granolę i jogurt. I tak powstało śniadanie.



wtorek, 21 sierpnia 2012

O zaletach owsianki z cukinią. Owsianka na powitanie jesieni.

Najpierw o śniadaniu, a potem o zaletach owsianki z cukinią. 
Owsianka na jesiennie: dynia, miód, jabłka, orzechy, przyprawy korzenne i pomarańcza. 


Dzisiejsza owsianka to powitanie jesieni, albo pożegnanie starej. Owsianka z musem z jabłek i dyni, ze świeżymi orzechami laskowymi i orzechami włoskimi, z dodatkiem skórki pomarańczowej. Z dużą ilością własnoręcznie ubijanych w moździerzu przypraw - cynamonem, gałką muszkatołową i goździkami. Z odrobiną wanilii. Słodzona miodem (i stewią). 
Z dodatkiem serka wiejskiego.
Jabłka zbierane w niedziele. A dynia jeszcze z zeszłego roku. Musiałam zrobić w zamrażarce miejsce na nową. 
(Do tego dla mnie kawa z mlekiem i pół szklanki maślanki truskawkowej)




Sposób wykonania:
Surową (w moim przypadku rozmrożoną) i pokrojoną w kostkę dynię mielimy razem z jabłkiem w malakserze (można zblenderować). Przekładamy do garnka, zalewamy wodą i gotujemy pod przykryciem razem z przyprawami i częścią orzechów około 2 minuty. Następnie dolewamy odrobinę wody i wsypujemy płatki (u mnie 3/4 to płatki owsiane a reszta to otręby owsiane, pszenne, zarodki pszenne i amarantus). Gotujemy kolejną minutę (aż woda się wchłonie) i dolewamy mleko. Gotujemy chwilkę (mniej niż minutę). Wyłączamy gaz. Dodajemy skórkę pomarańczową, wanilię (lub cukier waniliowy), sól, miód, oraz inny słodzik (u mnie stewia ale może być oczywiście zwykły cukier). 
Przekładamy na talerze, dodajemy serka wiejskiego (opcjonalnie), posypujemy resztą orzechów. Składniki na dwie osoby: 55 g płatków owsianych i 15 g innych płatków, 250 ml mleka (u mnie sojowe), przyprawy, jedno średnie jabłko i 1,5 szklanki dyni pokrojonej w kostkę, 4 łyżki pokrojonych orzechów, 200 g serka wiejskiego (opcjonalnie). 


O owsiance z cukinią
Nie - dzisiejsza owsianka nie jest z cukinią. Ale wczorajsza jest i podawałam na nią przepis kilka dni temu. Niemniej jednak jadąc wczoraj wieczorem na rowerze bulwarem wiślanym zaczęłam się zastanawiać dlaczego to połączenie nie ma wielu zwolenników. Wymyśliłam co najmniej 4 prozdrowotne powody dla których owsianka z cukinią powinna częściej gościć na śniadaniowych stołach. Poza oczywiście faktem, że jest po prostu smaczna (a to dla mnie warunek sine qua non).
Do tego dokonałam kilku śmiesznych wyliczeń.

Powód 1.
Cukinia jest jednym z najlepiej nawadniających warzyw. W 95% składa się z wody, która przechowana w strukturze warzywa jest lepiej magazynowana w żołądku. Cukinia nawadnia więc lepiej niż sama woda!
O tym jak ważne w codziennej diecie jest dostarczenie dostatecznej ilości płynów już chyba kiedyś pisałam, a większość osób o tym wie.

Powód 2
Cukinia to warzywo. Wiem - to odkrywcza myśl. Ale to bardzo smaczny, słodki sposób na kolejną porcje warzyw w diecie. W owsiance gotuje się najwyżej 2-3 minuty, więc zachowuje ona bardzo dużo wartości odżywczych.

Powód 3
Skoro już o wartościach odżywczych mowa. Cukinia jest bogata w witaminy B1, B2, C i PP. Jest również cennym źródłem karotenu, czyli prowitaminy dla witaminy A. To jeszcze nie koniec. Cukinia jest również źródłem cennych minerałów. Jest bogata w wapń, a także potas - związki szczególnie istotne dla osób uprawiających sport (ich niedobór powoduje chociażby silne skurcze mięśni).
Nie zapominajmy tez o błonniku.

Dodatkowo cukinia to warzywo, które umożliwia” detoks” i ochronę przed szkodliwymi  substancjami, które niektóre warzywa wchłaniają z gleby, wody i powietrza i kumulują. Można ją jeść bez obawy o trucizny i metale ciężkie jakimi nasiąka wiele produktów spożywczych.
 Cukinia nie kumuluje bowiem metali ciężkich. 

Dalej warzywo to nie dość, że jest lekkostrawne, to ma jeszcze zbawienny wpływ na procesy trawienia. Szczególnie polecić można ją osobom, które jedzą dużo „zakwaszających” produktów, takich jak np. mięso i cytrusy. Wszystko dlatego, że cukinia posada właściwości odkwaszające. Będzie znakomita dla osób, które cierpią na nadkwaśność i zgagę czy dolegliwości refluksowe.

Powód 4
Coś dla osób odchudzających się albo po prostu lubiących zjeść więcej owsianki na śniadanie (jak ja). Otóż dzięki dodatkowi cukinii nasza owsianka jest o 40 % większa. Nie tracąc przy tym nic na smaku, a zyskując kremową, delikatną konsystencje.
Jeżeli bowiem przeciętna owsianka ma 250-300 g a my dodamy do niej 100 g cukinii będzie ona miała o pond 1/3 większą wagę w stosunku do pierwotnej wersji (przy 250 g wstępnych będzie większa o 40%). W tym samym czasie nasza owsianka zyska jedynie dodatkowo 15 kcal.
A zatem dodając cukinię zwiększamy wielkość owsianki o 40 %, jednocześnie zwiększając jej kaloryczność jedynie o 15 kcal czyli (przyjmując że przeciętna owsianka ma 250-300 kcal), tylko o 5%.
Inaczej rzecz ujmując owsianka bez cukinii o takiej samej gramaturze ma 40% kalorii więcej niż owsianka z cukinią. Albo nowa owsianka jest o 40% większa niż stara.

(Wyliczenia przeprowadzane wczoraj na rowerze w ramach treningu matematycznego)


poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Podwieczorkowe ciasto sezamowe (wersja bardziej light). A na śniadanie owsianka z cukinią i jabłkiem



 Zdecydowanie wolę rodzinne podwieczorki niż rodzinne obiady. Jakoś do tej pory nie zrozumiałam idei przyjemności płynącej ze wspólnego 2 godzinnego jedzenia. I kiepsko się czułam już na samą myśl o takim spędzeniu niedzili. Wolę ciasto, kawę i te dwie godziny zastąpić rozmową. 


 Śniadanie:
Owsianka z cukinią i jabłkiem. Posypana malinami. Kefir naturalny. Po kawałku ciasta sezamowego upieczonego na wczorajszy podwieczorek. Cykoria z kawą i mlekiem.
Jak wspominałam do cukinii w owsiance będę wracać. Bo warto. 


WRACAJĄC DO CIASTA

Ogłaszam wszem i wobec, że ciasto wyszło perfekcyjne (choć martwiłam się z początku, że mało wyrosło). Wszystkim smakowało i na dziś, prawdę mówiąc, zostało nam po kawałeczku.
 Miało w sobie coś z połączanie mięciutkiego ciasta np. jogurtowego oraz waniliowej chałwy.
 Przepis z WhitePlate zmodyfikowałam zmniejszając bardzo ilość masła, zastępując część cukru miodem, dodając zamiast 2 dużych, 3 małe jajka. Zamiast oleju sezamowego jest zmielony sezam. I ogólnie sezamu jest więcej. Więcej zdecydowanie jest też kefiru (bo masła jest dużo mniej).
Jak napisała przy nim sama autorka: ciasto wygląda niepozornie, ale jest na prawdę pyszne. Ani konsystencji, ani zapachu, ani smaku nie da się przecież opisać. 

Ciasto sezamowe (odchudzone)

Składniki:
40 g miękkiego masła
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki sody
1/4 łyżeczki soli
1 i 1/3 szklanki białej mąki
3 małe jajka
1/2 szklanki nasion sezamu
1 niepełna szklanka kefiru
2 łyżki miodu
2 łyżeczki cukru waniliowego
3/4 szklanki cukru (dałam trochę mniej)

Sposób wykonania:
Jajka ubić z cukrem i miodem (około 2-3 minuty)
Część sezamu (około 1/3 z podanej porcji) zmielić w młynku do kawy na proszek.
Resztę sezamu podprażyć na suchej patelni aż będzie miał złoty kolor. Następnie ostudzić.
W małej miseczce rozbić i roztrzepać jajka.
Do dużej miseczki przesiać mąkę, proszek do pieczenia, sól, sodę oraz cukier waniliowy.
Do masy maślanej dodać zmielony sezam i cały czas miksując na przemiennie jajka i masę mączną.
Na koniec dolać kefir oraz wrzucić ziarna sezamu. Porządnie wymieszać. Wlać do blaszki (u mnie z kominem). Piec w temperaturze 170-165 stopni przez 40 minut.



(zdjęcie z wczorajszego podwieczorku)

A mimo moich niepokoi nietoperze mają się dobrze. Bardzo martwiły mnie zasłyszane wieści. Kto wie ten zrozumie ;)

niedziela, 19 sierpnia 2012

Na uśmiechnięty poranek ! Dzień dobry :)


Obudziłam się dziś rano i uznałam, że pogoda jest zachwycająca. Samą swoją obecnością przywołuje uśmiech na ustach.W powietrzu unosi się już zapach nadchodzącej jesieni. Świeci słońce. Jednocześnie wieje chłodny wiatr. W sam raz na rowerowa przejażdżkę (którą uskuteczniłam w postaci wycieczki po nową blaszkę do ciasta). 

Dziś jest dzień zmian i postanowień, a właściwie to dzień powrotu do starych zasad.

Po pierwsze po długiej kontuzji wróciłam do biegania. Na początek poranny krótki, lekki jogging przed śniadaniem ( bo ponoć na razie na długie dystanse jeszcze sobie nie mogę pozwolić). Był krótki jogging rano i będzie krótki wieczorem.
A na dole na zdjęciach moje, specjalnie dla mnie skonstruowane miejsce do biegania ;) Mała siłownia, na zimę, jesień i czas po kontuzji. Komputer, filmu, bieżnia = zagwarantowany od rana dobry humor.

Po drugie zaczęłam się znowu przyglądać temu co jem (np. słoikom nutelli znikającym w dwa dni) i doszłam do wniosku, że w te wakacje trochę się we własnej jedzeniowej rozpuście zagalopowałam podążając jakąś śnieżką do czarnej otchłań kiepskiego odżywiania. Na tyle popsuło mi to humor, że na powrót zaczęłam uważać na to co i kiedy jem. Śniadanie więc trochę zbilansowałam i chwilowo wyrzuciłam z niego słodycze. 




Owsianka na mleku sojowym Sante (płatki owsiane - 90%, otręby i zarodki pszenne - 10%) z migdałami i orzechami włoskimi (głównie w środku) oraz konfiturą z róży. Posypana płatkami cini minis malinowym (albo truskawkowymi). Serek wiejski z dżemem (ja miałam jeżynowy). Maślanka truskawkowa. Kawa zmieszana z cykorią ze zwykłym mlekiem. 



W piekarniku siedzi właśnie ciasto.W całym domu pachnie maślaną sezamowatością.
 Wypiek nie do końca nieskotłuszowe ale jakoś nie mogłam sobie odmówić. Jest to ciasto sezamowe stworzone na podstawie inspiracji Liski z PWhitePlate. Przepis jednak trochę zmodyfikowałam. Częściowo ze względu na własne preferencje, a częściowo ze względu na brak składników. Co akurat jest u mnie dość częste. Jak się upiecze i wyjdzie to się nim pochwalę.