poniedziałek, 12 listopada 2012

O "ZDROWEJ" ŻYWNOŚCI, albo złu wcielonym...

Trzeci wpis jednego dnia ? Do tego taki długi ? 
Nie, to nie oznacza, że mam tyle czasu, ale ponoć wróciłam do domu tak zbulwersowana, że..."kazano" wyżyć mi się tutaj ;)


O ZDROWEJ ŻYWNOŚCI C.D.
Pewnie podniosą się głosy krytyczne. Pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale...tak jak blissful ostatnio podjęła decyzję o zakończeniu swojej znajomości z mlekiem zwierzęcym, ja dziś postanowiłam pożegnać się z co najmniej kilkoma składnikami pożywienia. Rozpoczynając od syropu glukozowo-fruktozowego, a przez niego wykładniom rozszerzającą na cały asortyment działu "zdrowa żywność".

Wczoraj pisałam o granoli, prawda ?
Dziś przemyślałam sprawę, zjadłam owsianego batonika, przeczytałam etykietę i nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Jak zresztą z całą resztą jego kolegów z półki.
A mając na myśli "zdrowe jedzenie" myślę zwłaszcza o tym co zdrowym się nazywa i co o zdrowiu swoim informuje wszem i wobec.

Pewnego czasu przeprowadzono dwa badania nad ludźmi jedzącymi w McDonald's.
W pierwszym wyszło, że od wprowadzenia do tych restauracji sałatek zwiększyła się sprzedaż burgerów. Drugie natomiast pokazywało, że ludzie otyli zaczęli wybierać w McDonald's właśnie ichniejsze sałatki albo pieczone warzywa (wiecie - takie smażone kalafiory, brokuły w cieście albo ziemniaczki). W rezultacie czego ...tyli jeszcze bardziej.
Po analizie okazało się, że McDonadowe sałatki były bardziej kaloryczne od ich kanapek, a po drugie, że po zjedzeniu takiej "light przekąski" zjadacze czuli się w pełni uprawnieni do zamówienia "małego ciasteczka" albo innego deserku lub w związku z swoim "fitowym" obiadkiem mogli sobie pozwolić na "normalną" (czytaj: tłustą) kolację.

A ja ostatnio czuje się jak taki nieświadomy użytkownik McDonald. Idę do sklepu. Chcę coś zjeść na mieście. Chcę zjeść zdrowo. Kieruje się do półki ze zdrowymi produktami albo zdrowego baru i...mam dość. Od jutra będę jeść niezdrowo jak sama niezdrowość, a zdrowych produktów wystrzegać się niczym pewien rogaty przedstawiciel zła wody święconej.

Jeżeli będę chciała zjeść na mieście to będzie do pizza albo śmietanowy lub serowy sos z makaronem, albo...gorąca czekolada.
Dlaczego ? Bo takie dania na mieście są smaczne, a jeżeli będzie tam śmietana to może nie dodadzą nadprogramowej pół butelki oleju do smaku i zdrowia.
Mimo zwiedzenia wszystkich "zdrowych" barów w Krakowie, nie znalazłam takiego, który byłby na prawdę smaczny i tak idealnie "porządny"
Knajpki dla wegetarian dzielą się raczej na mniej smaczne, bardziej smaczne i "więcej tam nie pójdę" vide Karma oraz komercyjne np. Vega, które "zdrowości" nie udają.
Co mi po cieście które co prawda jest z cukinii i selera jeżeli od razu czuć że jest bardzo tłuste, a ograniczenie ilości cukru sprawia, że dodatkowo jest nie słodkie ? Gdybym chciała coś nie słodkiego zamówiła bym warzywa.
Gdybym nie wiedziała jak smaczny jest szpinak albo brązowy ryż, po wizycie w takich miejscach nigdy nie spróbowałabym ich ponownie. Ja rozumiem, że zbyt długie gotowanie prowadzi do utraty wartości odżywczych, ale na litość Boską(tu wstaw to w co wierzysz) niech ryż nie będzie twardy , a szpinak nie koniecznie smakował jak zielona bezkształtna maź z planety X (choć słowo "smak"" wybitnie tu nie pasuje).
To nie tak, że wszytki "zdrowe" wege knajpki podają niedobre jedzenie, ale nawet te najlepsze dania nie umywają się do tych zdrowych przygotowanych samodzielnie. Jeżeli będę więc chciała zdrowego obiadu to zrobię go sobie sama. Na mieście mogę jeść inaczej (godząc się z tym, że nie zbyt "light").
A knajpki tego typu mają jeszcze jedna wspólna cechę - niemal wszystkie są bardzo, bardzo drogie. Im "zdrowsze" tym drożdże.
*
Jeszcze gorzej jest w przypadku komercyjnej, sklepowej "zdrowej żywności" - musli, batoników, jogurtów i serków. Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że ilekroć będę miała ochotę na batonik to pokieruje się zdrowiem i kupię czekoladę, a nie baton musli.
Czekoladę ! W której składzie znajdę: cukier, kakao, tłuszcz kakaowy, mleko w proszku i ewentualnie lecytynę sojową; o kaloryczności 550 kcl na 100 g. Coś co sprawi, że będzie mi słodko i miło, poprawi humor, a przy tym zwiększy poziom energii i da poczucie sytości na 2-4 godziny. Którą spalę szybciutko, jeszcze zanim wrócę do domu, zamiast ją odłożyć w formie tłuszczyku.
Bo w "zdrowym" batoniku albo musli znajdę utwardzane tłuszcze, syrop glukozowo-fruktozowy, emulgatory, barwniki i aromaty nieznanego pochodzenia. Tłuszcz bez wartości, zwiększający poziom cholesterolu, odkładający się w boczkach. Syrop który mimo najzdrowszego jedzenia spowoduje tycie, a co gorsze zbytnio życia mi nie osłodzi. Plus masę chemii, z która w ogóle nie wiadomo co począć.
*
Może tylko jeszcze o moim "ulubieńcu", czyli syropie glukozowo-fruktozowym. Wszyscy wiemy, że "niezdrowe dodatki do żywności" są niezdrowe, ale mało kto się interesuje czym te niezdrowe konsekwencje właściwie są i jak szybko występują.  Wyobrażamy je sobie jako narastające, długotrwałe i nieokreślone w czasie. A mój wskazany wyżej "pupilek" nie ma działania rozłożonego na lata i tylko tak troszeczkę. Jest szkodliwy tu i teraz i  to od zaraz.

Skutki spożywania syropu glukozowo-fruktozowego
- sprzyja otyłości
- sprzyja cukrzycy typu 2
- podnosi poziom cholesterolu i trójglicerydów
- nie powoduje uczucia "sytości"
- zmniejsza odporność na insulinę.

Jeżeli weźmiemy Glukozę o wartości 120 kcal:
Glukoza o wartości 24 kcal dotrze do wątroby (reszta zostanie na bieżąco spalona przez organizm, w tym przez mózg), z czego spora część zostanie zmagazynowana w postaci glikogenu – rezerwy energii. Wątroba może zmagazynować olbrzymie ilości glikogenu, nie ponosząc uszczerbku na zdrowiu. Część glukozy zostanie zużyta przez pracujące komórki wątroby, a część, ok. 1/2 kcal zostanie zamieniona w tłuszcz i „złą" frakcję LDL - vLDL. Jednak powstająca ilość vLDL jest znikoma.
Glukozę organizm „widzi" i reaguje na nią spadkiem apetytu i pojawieniem się uczucia sytości, co zapobiega przejadaniu się – prawidłowo działa leptyna.

źródło http://lionfitness.pl/artykuly,21,fruktoza-jest-trucizna,548.chtm

Fruktoza jest metabolizowana głównie w wątrobie, do której dostaje się bardzo szybko po konsumpcji. Tam jest przepuszczana przez szereg reakcji. W ich wyniku zostaje przekształcona do związku, który może stać się substratem glikolizy, glikogenezy, glukoneogenezy i lipogenezy. Mówiąc prościej, ostatecznie fruktoza może być zamieniona w glukozę, glikogen, mleczan lub trójglicerydy (tłuszcze).
Jak do tej pory jest niewinnie. Z fruktozą dzieją się podobne rzeczy, co z pospolitą glukozą. Glukoza jednak może być bez problemu metabolizowana w mięśniach. Fruktoza w zasadzie również, z tym że jest jedno „ale” – nie w obecności glukozy. Dlatego też, cała fruktozowa nadwyżka dostarcza pracy wątrobie. W sytuacji, gdy organizm nie jest w stanie głodu i zapasy glikogenu są w normie (czytaj: zazwyczaj), nadmiar fruktozy będzie przyczyniał się do odkładania tkanki tłuszczowej.
Badania prowadzone na szczurach wykazały, że fruktoza w dużych ilościach sprzyja aktywacji w wątrobie enzymów odpowiedzialnych za lipogenezę, przyczyniając się do wzrostu poziomu trójglicerydów i cholesterolu. Co więcej, gryzonie, po pewnym czasie na wysokofruktozowej diecie, wykazywały nietolerancję glukozy i insulinooporność, które jak wiadomo prowadzą do cukrzycy.
Źródło: http://bloodsugar.pl/?p=280

Upraszczając - syrop glukozowo-fruktozowy  sprawia, że nasz organizm  przestawia swój metabolizm cukrów  z produkcji energii (która dopiero kiedy jej się nie zużyje może zamienić się w tłuszcz) na produkcje tłuszczu. 
Co gorsza również takiego który gromadzi się wokół organów wewnętrznych. A więc  dotyka to również osoby bardzo szczupłe. 
Powoduje tycie niezależenie  od tego czy nasze pozostałe posiłki będą zdrowe i zbilansowane. I nie działa tu proste "spalenie" energii, czyli pobieganie lub inna aktywność fizyczna.
Co więcej po takiej porcji syropu glukozowo-fruktozowego nie otrzymamy solidnego poczucia sytości ani  stanu "zasłodzenia" na dłuższy czas, a więc nasza ochota na słodycze pojawi się znowu, zaś nasz mózg nie będzie  miał planowanej energii do działania.

 *
Podsumowując:

Jakkolwiek ludzie lubujący się w teoriach spiskowych budzą we mnie tkliwe politowanie, tak dziś sama jestem skłonna przyłączyć się do przynajmniej jednej. Mianowicie do tej, że produkty skierowane dla ludzi którzy "dbają o linię" lub "zdrowo się odżywiają" dziwnym trafem zawierają tak dużo składników sprzyjających otyłości, zwiększaniu masy ciała, spowolnieniu metabolizmu i ogólnej utracie zdrowia
.Ciekawe ?
 A co innego robić kiedy sie tyje jak nie sięgnąć po zdrowe produkty "fit" ?

Nie jestem purystką żywieniową. I tu nie chodzi o to aby być. Nie wystrzegam się cukru albo czekolady, sera czy masła. Wszystko jest dla ludzi. Dla sportowców nawet więcej. Ale "ukrytego" paskudztwa nie zdzierżę. Wolę już tę pizze :)


18 komentarzy:

  1. 'zdrowe jedzenie' to świetny biznes, którego podstawą jest ogromna niewiedza ludzi. Śmiać mi się chce jak widzę 'zdrowe sałatki' (z sosem niewiadomego pochodzenia (zupełnie jakby pokrojenie tych kilku warzyw i dodanie troszke oliwy było podnad ludzkie możliwości), 'zdrowe batoniki' (prawdziwe zdrowe batoniki to te które robisz w domu), 'zdrowe płatki śniadaniowe' (i znowu, w większości jest masa przetworzonego syfu), 'zdrowe soki owocowe' itd.. Prawda jest taka, że zdrowe jest to co jest mało przetworzone, ale o tym się już tak głośno nie mówi, bo jaki biznes by padł, jakbyśmy nagle zaczeli jeść płatki owsiane zamiast kukurydzianych, biały twaróg zamiast syfiastych, przetworzonych serków itd

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, jeśli masz pisać takie posty, to ja poproszę i dziesięć dziennie.
    Nie chce mi się mrówczo analizować tu w komentarzu wiersza po wierszu, niemniej chcę tylko dać znać, że zgadzam się i popieram.

    Kiedyś jadłam batoniki fit i łudziłam się, że są o wiele zdrowsze niż normalne. Jadłam jogurty owocowe light i łudziłam się, że są takie zdrowe. Jadłam płatki fit, wafle i chlebki ryżowe i uważałam to za złoty filar piramidy zdrowej żywności.

    Teraz? Może nie zawsze jem zdrowo, ale już nie łudzę się, że fitbiosroeko jest zawsze idealne. Czasem to "zwykłe", nawet nie takie zdrowe jedzenie nie gryzie. A jeśli już, to mniej.

    Elin, proszę o więcej Twoich mądrości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, ale ty znowu przecztałaś tak szybko, ze ja nawet nie zdążyłam moich stylistycznych i ortograficznych byków poprawić ;)

      Usuń
    2. Kurs szybkiego czytania lektur w szkole, by zdążyć przez sprawdzianem z wiedzy o książce robi swoje :)
      A zresztą, jakichś błędów nie było wcale tak dużo.

      Usuń
    3. Zgadzam się w całej rozciągłości z whinn :) Też kiedyś tak jadałam i łudziłam się, że przecież jest zdrowo. Duży błąd. Teraz jestem świadomym konsumentem, czytam etykiety i wiem, co różne rzeczy oznaczają - jeśli jem coś "zdrowego" to tylko z własnego wyboru i z pełną świadomością.

      Elin, pisz częściej!

      Usuń
  3. Zgadzam się w 100%. Wczoraj przeglądałam u rodziców jakąś gazetkę dla pań i znalazłam mały artykuł, nakłaniający do jedzenia śniadań i drugich śniadań - wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że zmroziły mnie propozycje wrzucenia do torebki czy plecaka dziecka. Śniadaniowe ciasteczka pełnoziarniste (1/2 czy 3/4 łyżeczki cukru na ciasteczko), zdrowe muesli (standardowo 30% cukru), sok pomarańczowy (oczywiście mega przetworzony) i jakiś jogurcik owocowy. Kurcze, sama nie jem zupełnie zdrowo, ale przynajmniej nie wciskam nikomu kitu, że to jest dietetyczne czy zdrowe!
    Ludzie muszą nauczyć się czytać etykiety, chociaż wielu moich kolegów wychodzi z założenia, że ich to i to, a im mniej wiedzą, tym lepiej śpią.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze świetne jest to, że producent 'zdrowej, eko, bio' żywności pozwala sobie przy okazji na podwojenie ceny produktu. A my płacimy chyba za ten napis i lepsze samopoczucie.

    OdpowiedzUsuń
  5. popieram Cie we wszystkim;) "fit", "light" znaczy mnóstwo chemii i innego syfu

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest takie samooszukiwanie. Pozory faktycznie zdrowego jedzenia. Dlatego zamiast 'och jak wielce zdrowego light zbożowego' batona wybieram tego oblanego czekoladą i nieprzyzwoicie słodkiego. I niczego sobie nie zarzucam, bo czasem nie da się zjeść czegoś naprawdę zdrowego, no ale wtedy się przynajmniej nie oszukuję zajadając się pysznym owocowym jogurtem z dołączonymi płatkami i innymi sproszkowanymi robakami, bo zdaję sobie sprawę, że równie dobrze mogłabym zjeść 7daysa, na którego mam ochotę.
    Tylko zastanawia mnie dlaczego teraz po całym dziennym jedzeniu, skręcam się z bólu, jedząc nie tak znów tragicznie i zupełnie niezdorowo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej ostatnio czuję się chyba wtedy, gdy nie jem nic.

      Usuń
    2. Oj...ale to nie brzmi jak skutek kiepskiego odżywiania tylko jak skutek strucia się w najlepszym wypadku. Na łagodne stany pomaga zielona herbata z imbirem...

      Usuń
  7. Nie śledzę Twojego bloga od dziś, i od jakiegoś czasu ponownie ( to nie moja pierwsza przygoda z próbą w pełni zdrowego i świadomego odżywiania ) czytam etykiety, zwracam uwagę na wartości odżywcze.
    I dochodzę do wniosku, że generalnie świat nie zmierza w tej kwestii w dobrą stronę. Zainspirowałaś mnie, abym wierniejsze odwzorowanie swojego zdania na ten temat opisała i jeśli znajdę jutro chwilę czasu pojawi się ono w postaci notki na blogu.
    A tymczasem chcę powiedzieć, że to właśnie im mniej chemii tym zdrowsi jesteśmy, dlatego produkty light, fit czy jakkolwiek się one teraz nie nazywają zdrowiu nie sprzyjają.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdrowe odżywianie nie polega na jedzeniu rzeczy, które na opakowaniu mają napis "zdrowe", "fit" i "light". Ale co do jedzenia na mieście popieram Cię w 100%. I sałatki z McDonalda są paskudne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja ich nigdy nie jadłam, ale sadze że nie mogą być dobre (przestałam bywac w MCdonalds jakieś 10 lat temu, raz chyba kupiłam kawę). Miałam na myśli takie na prawdę purytańsko zdrowe wege bary.

      Usuń
  9. Wspaniale piszesz. Tak interesująco, że nawet gdybyś stworzyła kilkudziesięciostronowy artykuł o żywności, to każdy przeczytałby z zapartym tchem :D Mam nadzieję, że częściej będą pojawiać się u Ciebie tego typu posty. Zgadzam się z Tobą całkowicie. Może inni ludzie również przejrzą na oczy, byłoby świetnie. Pozdrawiam!

    Stała, wcześniej nieujawniająca się czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  10. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie cieszą takie posty, że są ludzie którzy widzą ten problem i co ważne mówią o problemie. Dziękuję Ci bardzo za jeszcze większe poszerzenie mojej świadomości, a ostatnio i tak doszłam do wniosku, że tylko naturalne produkty mnie cieszą, a nie takie, że nie wiem z czego to zrobione. Ostatnio się sama skarciłam, bo kupiłam batonik musli, gdyż nie miałam okazji upiec moich ulubionych. Był obrzydliwy, cały oblepiony syfiastym syropem z masą chrupkich płatków zamiast owsianych. Po tym wszystkim idę i piekę domową granolę :) :*

    OdpowiedzUsuń
  11. teraz syrop fruktozowo-glukozowy jest wszędzie! powiedz proszę jak można go omijać? kiedy jest dopuszczalny, a kiedy zwyczajnie odstawić produkt na półkę??

    OdpowiedzUsuń