poniedziałek, 3 września 2012

O dysleksji, dla tych co nie mają. Albo rzecz o świeRZych figach

Uprawiam blogową prywatę - część druga.
(Zastanawiałam się czy dodać ten wpis i do tej pory nie wiem czy by to dobry pomysł).

 "O dysleksji, dla tych co nie mają. Albo rzecz o świeRZych figach w owsiance" *.

Znam osoby które twierdzą, że to dziwadło które nie istnieje. Że to tylko odmiana lenistwa i kwestia tego, że dzieci przestały czytać książki, a wcześniej nie lepiły z plasteliny. Że kiedyś dysleksje karczowano dyscypliną (ściśle rzecz biorąc chodzi o wielką linijkę którą biło się po łapach).
A figę. Z makiem na dodatek (jakby się tak zastanowić to jest całkiem smaczne powiedzenie...)

W skrócie - historia z życia dyslektyka:
Odkąd zaczęłam czytać i pisać, uczyła się pisać i czytać wraz ze mną dysleksja. Uczyłam się szybko, więc i ona robiła postępy. Nauczyłam się czytać w 2 dni. Fenomen strony prawej i lewej odkryłam w późnym gimnazjum (a jaką frajdą było zobaczyć o co chodzi z tym lustrem ;)).
 Znam ortografie i zasady ortograficzne jak własną kieszeń. Mogłabym być korektorem cudzych prac. Kiedy czytam po godzinie własny tekst chwytam się za głowę. Nigdy wcześniej. Nie widzę, że pomyliłam połowę liter, że wymyśliłam nowe słowa, że słownik coś namotał w znaczeniach. Piszę więc o rozjuszonej czekoladzie, perwersyjnym charakterze tekstu, świerzych figach, albo manifeście kosmitów. Ot - tekst mam w głowie i widzę to co chce widzieć. Przez pewien czas.

No mniej więcej - na tym właśnie polega dyslekcja.

 Grafika pochodzi ze strony: http://liceum.magellanum.edu.pl/dysleksja/
* W gwoli wyjaśnienia (i przeproszenia za) codziennych poprawek w notatkach.

13 komentarzy:

  1. Mam to samo i znam bezpodstawne oceny innych na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dysleksji nie mam.. mam za to kilka krzyżyków na plecach i dyslektyków w otoczeniu ( Młodych dyslektyków ) ... i oto co mi się nasuwa - nigdy nie zagłębiałam się w przyczyny choroby - ale faktem jest iż teraz nastąpił wzrost liczby wszelkich dyslektyków, dysortografów i innych dys ... po części bierze się to z choroby a po części jest zasługą rodziców, którzy myślą "załatwię dziecku papierek to będzie miał lżej w szkole " i to mi się nie podoba.

    Ponadto stosunek rodziców do choroby - jedna mama w moim otoczeniu ćwiczy z córką godzinę dziennie. Młoda korzysta przy pisaniu wypracowań ze słowników, z Worda który automatycznie sprawdza pisownie... a druga.. no cóż.. Młody ma wpajane do głowy - jesteś chory - możesz robić błędy, możesz bazgrać jak kura pazurem. To Twoje prawo i nauczycielowi i innym nic do tego.


    I z tego chyba się też biorą opinie środowiska o chorych osobach ... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż - wiem, że takie sytuacje też istnieją. Moja mama na przykład, mimo namowy nauczycielki ze szkoły podstawowej, nie chciała wyrobić mi "papierka", aż do gimnazjum. Potem go dostałam, ale z własnej woli nie użyłam, aż do klasy maturalnej (w ten sposób np. test gimnazjalny lepiej poszedł mi z części matematycznej, mimo, że to j. polski zawsze był moją mocniejszą stroną).

      Wiadomo, że wszystkie niesprawności tego typu da się korygować. Jak każdą dziedzinę pisownie da się opanować.Ja na przykład potrafię wykonać po jakimś czasie korektę własnego tekstu (do poziomu 0 błędów), jednak nie umiem tego zrobić na bieżąco. Problemem w dysleksji polega bowiem na tzw. swobodnym pisaniu. Tego, że wymienia się litery i zmienia ich kolejność nie naprawią ćwiczenia. One mogą nauczyć to potem wyłapać. Tylko, że nie zawsze jest okazja sprawdzić własny tekst.

      Usuń
    2. Korygować ... bardzo ładnie napisane... dlatego właśnie koleżanka pozwala córce korzystać np z Worda. Młoda pisząc z koleżankami na GG czy innym dziwnym wynalazku szybko wpisuje w program i .. ma podkreślone błędy.. ale już na przykład prace domowe w komputerze nie przejdą u mamusi ;)

      Gratuluje też mądrej mamy - w dzisiejszym wyścigu szczurów od narodzin taka mądra osoba to skarb i gatunek niemalże wymarły :)

      Usuń
  3. Nie mam dysleksji, jednak nie rozumiem wyśmiewania się z błędów robionych przez takie osoby. To choroba, jak każda inna, i nie wiem, co można w niej znaleźć śmiesznego. Tao ta, jakby ktoś śmiał się z gorączki czy kataru.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanuje ludzi z dysfunkcjami. Jakimikolwiek. Czy dysleksja, dysgrafia czy dyskalkulia. Tak jak zespół klinefeltera, epilepsja, porażenia i niewiadomocojeszcze. A społeczeństwa nie skomentuje. Nie ma co się denerwować skoro w niezłych szkołach potrafią uczyć nauczycielki śmiejące się z czyichś błędów(przykładowo matematyczka w gim. ciągle wyśmiewała ludzi z dysortografią i proponowała lanie pasem by przeszło, nie wspominając o polonistce (tu już LO)wrzucającej koledze lub odczytującej kawałki jego wypracowań uwzględniając komentarze o pisowni...)tylko zlewać ;)
    Jedyne czego u niektórych dys-osóbek nie uszanuję to podejścia do życia. Jestem DYS to mi się należy/moje dziecko ma orzeczenie o DYS więc...weź się nie czepiaj po co pracować z dzieckiem, po co samemu wkładać wysiłek...

    Zazdroszczę Ci znajomości zasad! Zagięłabyś mnie na każdej. Kiedy ktoś mnie zapyta JAK dane słowo napisać - daję odpowiedź. A jak ktoś pyta "dlaczemu" odpowiadam: "Bo tak ma być"/"Tak wygląda ładnie"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja też w większości znam ortografię na "tak to powinno wyglądać" (poza zasadami, które sie przydają, a kiedyś przydawały częściej). Serio - ja wiem jak dane słowo wygląda poprawnie i nie poprawnie - tyko nie widzę tego na bieżąco.

      Usuń
  5. Przecież nawet ludzią bez dysleksji zdarza się robić błędy.
    Szkoda, że niektórzy tak źle do tego podchodzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle, że ja strasznie nie lubię swoich błędów. Drażnią mnie jak mało co, a jednocześnie wiem, że średnio na ten fakt mogę cos poradzić.

      Usuń
  6. A to ja się pochwalę, że jestem dyslektykiem wyleczonym. Radziłam sobie jakoś (z naciskiem na "jakoś" - sama wiesz jak) całe dzieciństwo. Potem baaardzo pomogło mi kilka logopedek, pedagożek i cała ta ekipa od terapii "dys". Na komputerze zaczęłam pisać poprawnie, ale wciąż pozostawał problem ręcznego... Aż z 5 lat temu wpadłam na, genialny w swej prostocie, pomysł pisania literami drukowanymi. Nie mam już zwyczajnego pisma ręcznego - absolutnie każdy tekst lecę drukowanymi (a na co dzień w pracy piszę sporo) - za to bezbłędnie, bez zniekształcania słów, mieszania literek itp. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nigdy nie zgodziłam się na wyrobienie sobie papierka. Dodatkowo miałam problemy z czytaniem na głos.
    I to nie dlatego że byłam leniwa. Bardzo dużo czytałam (praktycznie nie rozstawałam się z książką), Po szkole ćwiczyłam kilka godzin dziennie, Na głos czytałam wszystkie znaki, reklamy znajdujące się na mojej drodze gdy gdzieś szłam (do tej pory mi to zostało :P - na szczęście już czytam w myślach i odruchowo).
    Tak jak ty Potrafię czytając książkę wychwycić błędy ortograficzne a jak piszę tekst to zawsze posadzę byka.

    Wg netykiety wytykanie błędów ortograficznych w dyskusji jest równoznaczne z wyzywaniem kogoś.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dysleksja nic przyjemnego :(
    sama jej nie mam, ale współczuję

    OdpowiedzUsuń