Mam nastrój na smażenie placków, choć przyznaje że nadal nie jest to moja ulubiona czynność przed śniadaniem. Zanim je usmażyłam zjadłam masę różnych rzeczy które wpadły mi w ręce. A ze wszystkich placków najbardziej lubię omlety ;)
O moim poświeceniu da ich stworzenia świadczy fakt, że popsułam wczoraj mikser i omlety ubijałam mikserem ręcznym ;)
Omleciki orkiszowe z kremem z malin i riccoty oraz kakaowym kremem z orzechów włoskich i miodu (i riccoty).
Karmelowa inka z mlekiem
Wiedziałam że własnoręcznie wykonane konfitury malinowe to będzie hit tej zimy. Wczoraj otworzyłam pierwszy słoik, a już nie ma połowy.
Niedługo potem jeszcze 3 kanapki z chleba żytniego z serem, pomidorem i majonezem oraz kawałeczek ciastka czekoladowego.
Herbata czarna. Z niewiadomych mi przyczyn mam dziś wilczy apetyt :)
Przepis na omlety (dla 2 osób)
4 jajka, na każde jajko 2 płaskie łyżki mąki (u mnie orkiszowa), szczypta soli, łyżka cukru, odrobina sody oczyszczonej.
Ubijamy sztywną pianę z białek z odrobiną soli, dodajemy żółtka, mąkę i cukier oraz sodę. Mieszamy dobrze i po chwili smazymy na rozgżanej patelni po obu stronach (na małym ogniu) :)
Dziś wersja mniej puchata za to 2 omlety zamiast jednego ;)
****
Wczoraj byłam na Hobbicie. Przypominałam sobie jak bardzo cenię sobie ten świat, mimo że sądziłam, ze stara fascynacja coraz bardziej odchodzi w niebyt.
Jackson podjął na prawdę dobrą decyzje dzieląc na 3 części jedną książkę. Ekranizacja jest dość dokładna i kanoniczna (przy tym na 3 częściach więcej zarobi) . Momentami nawet pewne sceny się dłużą i są nawet lekko nudne (osobiście zasnęłam na goblinach). Niemniej jednak uważam to bardziej za zaletę niż wadę.
Jedynym wyraźnie nie bardzo kanonicznym momentem była chyba scena Radagasta, choć przyznam że ta jego interpretacja była tak słodka i urocza ( z jeżem Sebastianem, chatynką w lesie i zaprzęgiem z królików), że nie jestem w stanie mieć o to do reżysera pretensji.
Jest też rzecz jasna kilka bardzo hollywoodzkich scen rażących swoją rubasznością albo popisowością, ale powiedzmy, że nie bolą one tak bardzo jak w ekranizacji Władcy (nie ma jeżdżenia na snowboardzie przez blond elfa w peruczce który jednocześnie strzela z łuku i walczy mieczem, albo bekającego w pałacu Gimliego, którego potem trzeba stawiać na skrzynkach).
Aktor grający Gandalfa bardzo się postarzał, a odtwórca roli Bilba kojarzył mi się z takim możliwie najbardziej klasycznym brytyjskim aktorem ze starszych angielskich filmów komediowych (takich z czasów jasia fasoli), których nazwy teraz nie umiem sobie przypomnieć. Kucyki krasnoludów przypominają mi jak bardzo kiedyś chciałam dobrze jeździć konno, a jednocześnie jak wielkie konie mnie przerażały (tak – ja uczyłam się jeździć na kucu nie na koniu). Na dodatek przypominają trochę owieczki. Było wiele przywołujących wspomnienia scen, moja ulubiona muzyka z hobbitonu i pięknie zrobiona pieść krasnoludów – tak różna od tej która wypływa z polskiego tłumaczenia Skibniewskiej. Na dodatek pierwszy raz w historii kina widzimy chyba krasnoludzką kobietę ;)
Naprawdę miło i sympatycznie mi się oglądało.
***
Co do wczorajszej notatki. Tak - jestem dyslektykiem - pisałam już o tym kiedyś. Nie zdążyłam wczoraj zrobić korekty.