Moaburger
W ramach mojej małej majowej akcji poszukiwania „mięsa które wyrosło z ziemi” weszłam również do prawdziwej świątyni najprawdziwszego mięsa - odważna niczym Indiana Jones.
Moaburger to ponoć miejsce, które słynie z najlepszych hamburgerów w Krakowie. Można tam dostać bułkę z kotletem, który zawiera nawet do pół kilo zwierzęcia. Jeżeli to kogoś bawi, rzecz jasna.
Z listy zawieszonej nad barem wynikało jednak, że w świątyni mięsa i kotleta wykonuje się burgery z:
- kurczaka
- świni
- krowy
- z marchewki
- i dzieci
Z listy zawieszonej nad barem wynikało jednak, że w świątyni mięsa i kotleta wykonuje się burgery z:
- kurczaka
- świni
- krowy
- z marchewki
- i dzieci
(lista dań podzielona jest na rozdziały – przy każdej grupie znajduje się obrazek produktu który ją symbolizuje)
Zgodnie z naszymi preferencjami w weekend wybraliśmy marchewkę
*
Zgodnie z naszymi preferencjami w weekend wybraliśmy marchewkę
*
W ramach burgerów oznaczonych marchewką mieliśmy do wyboru 2 typy bułek - burgera z kotletem z bobu i humusem (oraz sosami i masą warzyw) oraz z serem kozim (sosami i masą warzyw).
W ramach testu zdecydowaliśmy się na bób, jako istotę bliższą marchwi (zgodnie z zapewnieniami nie smażony na tłuszczu zwierzęcym).
W ramach testu zdecydowaliśmy się na bób, jako istotę bliższą marchwi (zgodnie z zapewnieniami nie smażony na tłuszczu zwierzęcym).
*
Na zamówionego Bób-burgera czekaliśmy niespecjalnie długo, machając otrzymaną w ramach numerka drewnianą łyżką. Czas umilaliśmy sobie czytaniem umieszczonych na ścianach opisów wielkich strusiów moa. Strusie moa były duże i zostały pożarte przez aborygenów (wyginęły). Wegetariańska intuicja podpowiadała mi wiele przyczyn dla których można urządzać w ten sposób wnętrza restauracji, ale prawda jest taka, że Wielkie ptaki moa miały chyba symbolizować wielkość serwowanych tam burgerów.
*
Zamówiony burger był dobry. W skali od 1 do 10 (gdzie 10 ma „wołowinka” z Norenów) dostałby co najmniej 6.
Zamówiony burger był dobry. W skali od 1 do 10 (gdzie 10 ma „wołowinka” z Norenów) dostałby co najmniej 6.
Niemniej jednak ja chyba całkiem nie pamiętam smaku tradycyjnego hamburgera i trudno mi się do niego odnieść w odpowiedni sposób. Przypinał raczej nieźle skomponowaną kanapkę. Nie wiele jednak lepszą czy gorszą od kanapki jaką często jem na 2 śniadanie - dużo warzyw, sosy i białkowa wkładka.
*
*
(uwaga - teraz będę się "czepiać")
Z rzeczy na które nie sposób nie zwrócić uwagi to fakt, że koszt Bób-kanapki to 18 zł. Była to również średnia cena innych burgerów. Dodatkowo, być może ktoś mniej będący mną, mógłby się takim burgerem najeść. Ja niestety Bób-burgera mogłam uznać jedynie za przekąskę. W restauracji nie uwzględniono prawdopodobnie, że wartość kaloryczna 300 gram zwierzęcia nie odpowiada wartości 300 gram bobu. Nie oni pierwsi i nie ostatni.
Z rzeczy na które nie sposób nie zwrócić uwagi to fakt, że koszt Bób-kanapki to 18 zł. Była to również średnia cena innych burgerów. Dodatkowo, być może ktoś mniej będący mną, mógłby się takim burgerem najeść. Ja niestety Bób-burgera mogłam uznać jedynie za przekąskę. W restauracji nie uwzględniono prawdopodobnie, że wartość kaloryczna 300 gram zwierzęcia nie odpowiada wartości 300 gram bobu. Nie oni pierwsi i nie ostatni.
*
Podsumowując, muszę przede wszystkim stwierdzić, że bardzo się cieszę, że spróbowałam. Czasem bowiem bywa i tak, że zanim wybiorę się do ciekawiącej mnie restauracji ona już znika z mapy Krakowa. Niełatwo mi znaleźć czas na sprawdzanie nowych miejsc. Jeżeli jednak chodzi o Moaburgera ten jeden raz chyba mi jednak wystarczy. Po zastanowieniu stwierdzam, że wolę raczej świątynie prawdziwej marchwi niż autentycznego stejka.
Podsumowując, muszę przede wszystkim stwierdzić, że bardzo się cieszę, że spróbowałam. Czasem bowiem bywa i tak, że zanim wybiorę się do ciekawiącej mnie restauracji ona już znika z mapy Krakowa. Niełatwo mi znaleźć czas na sprawdzanie nowych miejsc. Jeżeli jednak chodzi o Moaburgera ten jeden raz chyba mi jednak wystarczy. Po zastanowieniu stwierdzam, że wolę raczej świątynie prawdziwej marchwi niż autentycznego stejka.
Swoją drogą dzięki za recenzję, nigdy nie wiadomo czy mną nie rzuci do Krakowa, będę wiedziała, że można pójść, szczególnie, że uwielbiam kanapki, ale w takich miejscach 'na mieście' obawiam się je kupować, a może zwyczajnie nie potrzebuję? W każdym razie nie kuszą mnie.
OdpowiedzUsuńA co do tego, że nie nadążasz za zwiedzaniem krakowskich lokali, bo znikają z mapy - to dobrze. Skoro znikają, to nie były chyba warte odwiedzin, nie? :)
o proszę! ja jestem burgerowym weteranem, a z bobu nie jadłam! jak to możliwe?
OdpowiedzUsuńodwiedzam z kolegą co namniej jedną slowfoodową warszawską burgerownię w tygodniu, mamy plan przed naszymi wakacjami (bardzo z burgerami związanymi) odwiedzić wszystkie. tylko kurcze coraz więcej ich się robi, a mi coraz bardziej grozi bankructwo ;)
Początkiem wpisu się przeraziłam... i nadal się przerażam. Chyba samo to odstraszyłoby mnie do zjedzenia czegoś w tej restauracji. Czarny humor, nigdy zły? Może. Ale ja bym chyba nie poczuła tego humoru i czułabym się niekomfortowo.
OdpowiedzUsuńFajnie, że robisz te recenzje. Odwiedzając Kraków już będę wiedzieć gdzie wstępować, a gdzie nie :) Restauracja Norenów definitywnie jest na liście jako pierwsza!
A ja myślałam, że wybraliście te z dzieci ;)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tylu miejsc do zjedzenia na mieście. Na moim dzikim wschodzie nie ma ani jednej wege knajpy ;/