Nie wiem co się pisze po tak długiej nieobecności...może... „cześć ?”
Napisałam dzisiaj długa notatkę. Potem pomyślałam, że ludzie i tak rzadko kiedy czytają długie teksty. Przejrzałam zdjęcia i doszłam do wniosku, że dzisiejsza owsianka była wyjątkowo niewyjściowa. Te bardziej urocze nie były niestety dzisiaj.
Więc czyżby przyszyło mi ograniczyć się do „cześć” ?
*
Jako pierwsze poszło zatem zdjęcie z czwartku i piszemy dalej:
W Krakowie otworzyli najlepszą na całych Kujawach cukiernie Sowy. Z najbardziej czekoladowymi ciastkami na świecie (tu ciacho w bananowej owsiance)
*
Tak sobie przez ostatnie dwa tygodnie myślałam, że blog pisany w trybie codziennym zdecydowanie przerósł moje możliwości. Skurczył się też świat możliwych do nakreślenia treści. Bo ileż można pisać o owsiance. Ale przecież trochę tak szkoda, co nie ?
Poza tym nutelli, czekolady i kawy z Wami się przecież nie odmawia. A ja na prawdę chciała bym kiedyś skorzystać z zaproszenia.
*
Moje dni wole wcale nie są bardziej wolne od tych w których siedzę w biurze po 10 godzin dziennie. Z tą równicą, że po 10 godzinach w pracy mam problem z napisaniem gramatycznie poprawnego zdania o prostej treści. Odkryłam jak to jest kiedy twój mózg udaje czekoladowy budyń. I to udawanie doskonale mu idzie.
A kiedy mam wolne ? W nocy z niedzieli na poniedziałek wracałam zatłoczonym PKP z mroźnego Poznania. Do puki nie trzeba było wychodzić z poznańskich targów - dalej niż do następnego pawilonu - nawet nie wiedziałam jaką mamy ciepłą zimę tej wiosny. Na Pyrkon przyjechało zaledwie 12 tys. ludzi (oraz Milka oreo do pobliskiej żabki - mniam!). Pomyśleć, że kiedyś to Kraków był stolicą polskiej fantastyki...
Zaraz potem, następnego wieczora, prawie się spóźniłam na pierwsze oratorium z okazji Misteriów Paschaliów. Mimo wielkiej Gali i jeszcze większych gwiazd na scenie, na drugiej części przysypiałam; a że przez przypadek przyszło mi siedzieć w części dla vipów mogłam tez popatrzeć jak ministerstwo pochrapywało już na części pierwszej.Upewniwszy się w ten sposób, że to że sztuka jest bardzo wysoka nie oznacza, ze nie da się w jej trakcie bardzo nisko zapaść w filharmonijny fotel.
Obecnie kombinuje, jak tu zrobić, aby te pierwsze dla mnie „inne” święta wielkanocne, były naprawdę świąteczne. Rozglądam się za ciekawymi naturalnymi barwnikami do pisanek, nowym koszyczkiem, baziami do wazonika, kartkami do wysłania. Wszystko trochę na wyczucie. Kombinuje jak tu sprawić nieco mniej tłuste i rybne jedzenie czy ciasta, aby pierwszy raz na święta się nie rozchorować. A czas ucieka. Jak to on.
*
Śniadanie: owsianka z rodzynkami, jabłkiem, migdałami, bananem i cynamonem. Z serkiem wiejskim na górze, sporą dawka naturalnego kakao oraz kremem z rodzynek i migdałów.
*
Rozkręcanie metabolizmu ? Trochę praktyki. Dla niedowiarków takich jak ja.
Ponieważ ostatnimi czasy śniadania jem jak młody smok, wypadałoby aby planowany od jakiegoś czasu temat, "rozkręcania metabolizmu" odłożyć na bardziej wzorowe czasy. Bo tak sobie myślę, ze 700 kcal (z kawałkiem) na śniadanie, jako "i tak mniej niż wczoraj" to lekka przesada.Niemniej jednak jeżeli nie teraz to kiedy ? Znowu zabraknie mi czasu.
Ekspertem od zdrowego dożywiania nie jestem. Niemniej jednak kilka tygodni temu bardzo się zdziwiłam. Przecież, kto by przypuszczał, że teoria „rozkręcania metabolizmu” nie jest jedynie bajką dla grzecznych anorektyczek, które chce się przekonać, że „wszystko będzie dobrze”.
Że owszem – jedzenie 2 tys. kcal dziennie to dawka dla człowieka. Nawet tak małego jak ja.
Gdyby ktoś mnie o to zapytał rok temu stwierdziłabym pewnie, że to pewnie taka indywidualna anomalia; lub zwyczajnie bym nie uwierzyła. Jeszcze kiedy zaczynałam pisać tego bloga, liczyłam dość skrupulatnie, czy mogę sobie pozwolić na czekoladę.
Były czasy kiedy jadłam około 1 tys kcal dziennie. Czasem mniej. I twierdziłam, że to dość. Akurat tyle, by utrzymać jako taka sylwetkę. No 1200 to max jak chce się poszaleć.
I prawdę mówiąc to nie pamiętam, co ja wtedy jadłam. Pół owsianki i jedną bułkę ? A może bez bułki ?
Potem jakoś liczenie i sprawdzanie przestało mnie interesować. Przede wszystkim zabrakło mi czasu. Ostatnio utyłam jakieś 3 kg. Ze zdziwieniem zaczęłam się zastawiać co jest nie tak - ”przecież nie jem tak dużo – może jestem chora ?”. Zrobiłam eksperyment – pierwszy raz od miesięcy podliczyłam posiłki. Zamiast zakładanego zakresu max 1400 na dzień wyszło - lekko licząc -2400 kcal.
Przestałam się dziwić, że lekko przybieram lekko na wadze.
Obecnie jem około 2 tys. jako stawka standard – bez zmian w wadze.
Sprawdziłam - do tego aby schudnąć wystarcza mi redukcja do 1600.
Widac da się.
Widac da się.
Elin, bardzo się cieszę, że jesteś :) Zastanawiałam się ostatnio, gdzie się podziewasz, brakowało tu Twoich owsianek!
OdpowiedzUsuńA widzisz, mówiłam, że te Twoje 1400 kcal to mało :P Ciesz się, że rozkręciłaś metabolizm, a 3 kg to nawet nie widać przecież ;)
Akurat przy mojej posturze wielkoluda 3 kg już widać, ale jak już się zbiorę żeby nie pochłaniać wszystkiego co mi w ręce wpadnie to nie przewiduje dużych problemów ze zgubieniem tego. Ale z tym poczekam na lepsza pogodę.
UsuńPewnie, że się da ;) Cieszę się, że wróciłaś z pysznymi owsiankami :)
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę , że jesteś *-* z twoimi pysznymi owsiankami <3
OdpowiedzUsuńja to bym chciała trochę przytyć, tak dla dobrego samopoczucia i zdrowia ;)
dzień dobry po przerwie
OdpowiedzUsuńkażdy matrabolzim jest inny,mi wystraczy 1500 by przybierać na wadze...choc i tak jest już szybszy bo zwiększałam ilosc kcal 3-krotnie....
ale najwaznijesze to to aby nie zawracało nam to zbytniej uwagi...
Doskonale rozumiem. Myślę, że on się jeszcze zwiększy. Ja na 1200-13000 tyłam swego czasu, uprawiając jednocześnie sport. A teraz jak widać.
UsuńJa jestem w tej sytuacji obecnie. Delikatnie mówiąc zawaliłam metabolizm i tyję na niecałym 1000 + sport. Wiem, ze tego typu pytania i prośby nie są mile widziane, ale zapytam... jak to zrobiłaś? Wiem, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale zależy mi chociaż na jakiejś wskazówce, podpowiedzi, obserwacji, czymkolwiek... (tak, wiem, że anonimy też nie są mile widziane, przepraszam)
UsuńTrudno powiedzieć. Wyszło chyba samo, choć nie powiem, że ku temu jakoś nie dążyłam (ale prawdę mówiąc nie wierzyłam, że tak się da). Sport uprawiałam grzecznie nadal i to sporo, z tym, że już nie co codziennie, a z przerwą 1-2 dniową na regeneracje (ewentualnie z jakimś małym rozciąganiem czy skalpelem rano, czego za trening raczej nie uważam). Przestałam liczyć kalorie i przestałam się ważyć (u mnie spowodowane było to im. prostym zjawiskiem że waga się popsuła), choć dla spokoju własnego sumienia zaczęłam się raz na czas mierzyć. Do diety dodałam sporo tłuszczu w postaci orzechów i nasion (zwłaszcza rano) - szczególnie chia, siemię, orzechy włoskie i migdały (bo np. sezam albo pestki dyni już aż takie łaskawe nie są), którego wcześniej jak ognia unikałam i jakoś stopniowo wprowadziłam (jakoś tak po prostu wyszło) tłusty nabiał (jogurty, mleko itp.).
UsuńNie zauważając jakiś znaczących zmian na centymetrze i w lustrze jadłam więc mniej więcej tak dalej. I się kręciło. W rezultacie 2-2,5tygodnia temu podliczyłam to co jem i sie bardzo zdziwiłam. Potem kupiłam wagę z analizatorem składu masy ciała (mięśnie, tłuszcz) i się okazało, że zwiększając kaloryczność ponad dwa razy (był czas kiedy jak się okazało nieświadomie jadłam jakieś 2,5 tys. teraz staram się około 2) co prawda utyłam 3 kg w chyba 3,5 miesiąca, ale jeżeli chodzi o skład ciała to nie jest z nim wcale źle (jakieś 11,5 -12,5% tłuszczu,co według tabeli dla kobiet jest jakimś skrajnym niedotłuszczeniem), a wystarczyło przez kilka dni jeść 1800-1600 kcal żeby schudnąć 1,5 kg.
Jak więc widać ekspertem nie jestem, ale wydaje mi się, że po prostu trzeba stopniowo przyzwyczaić organizm to tłuszczu, dac mu sporo sportu, jeść te 4 lub 5 posiłków dziennie i zwyczajnie przestać na jakiś czas przejmować się wagą (najlepiej na pierwszy miesiąc lub 2 schować lub wyrzucić). Ryzykowne, ale skuteczne.
dziękuję Ci! koniecznie spróbuję jeść więcej orzechów, bo z wagą nie mogę się chyba jeszcze pożegnać... ale na wszystko przyjdzie czas. najtrudniejsze jest chyba uwierzenie, że da się tak po prostu, normalnie funkcjonować, bez tabelek i liczenia :>
Usuńps. dla mnie skalpel to też raczej nie trening, acz lubię :)
Gdzie dokładnie otworzyli tą cukiernię? Uwielbiam ją! :)
OdpowiedzUsuńNa szewskiej, kiedyś było tam face cafe. Niedaleko manufaktury czekolady.
UsuńKocham wypieki od Sowy :)
OdpowiedzUsuńA więc to Ty wykupiłaś całą Milkę Oreo w Poznaniu! Osz Ty i przedwczoraj już nie byłooo! :<
OdpowiedzUsuń